wtorek, 13 listopada 2012

13.11

Mrozów nie ma, dlatego fotografowanie nie grozi odmrożeniem palców. Z tej okazji garść znanych już widoków "z ganku na świątynię, drewutnię i sławojkę", "z ganku na ogród, tudzież ogród i werandę", "z ogrodu na góry", "z ogrodu na ogród" i bonus sesja ze sławojki:)




Nadal rezyduję na drugim piętrze chwilowo moje okno, to to po prawej, ale wkrótce wracam "na lewo" (okno nad dachem werandy). Drwa na prawo od wejścia woziłam jakieś 2 dni temu zaparkowaną przy schodach taczką "zza płota". Potem trzeba już tylko, w miarę zapotrzebowania, kilka razy przebiec się na ganek (to już w kapciach), żeby uzupełnić zapasy w domu (tam drewno ma szansę trochę wyschnąć) i już można palić w piecu. I tak wozić, układać, biegać i palić będziemy całą (dość długą) zimę. Dziś wyjątkowo mamy wolne od tej roboty, bo był u nas "piecznik", coby połatać dziury i wymienić popękane cegły/płytę w 2 z naszych 4 "pieczek". Mycie i trzepanie wszystkiego z gliny, piasku, pokruszonych cegieł, sadzy i popiołu było jednak, koniec końców, pracą o wiele mniej przyjemną i o wiele bardziej czasochłonną, więc nie ma się z czego cieszyć. Ach i jest jeden szkopuł kiedy nie pali się w piecu... jest zimno! (dzielę się tą życiową mądrością siedząc zawinięta w puchowy śpiwór i w moich "komputerowych" rękawiczkach bez palców).



A oto obiecane widoki ze sławojki:


2 komentarze:

  1. Odpowiedzi
    1. Nie zaobserwowałam tego zwyczaju u tubylców:) Ale mnie zainspirowałaś i poczęstowałam się soplem ze "słynnej zielonej budki" przy wejściu do Miasta Słońca - schrupałam z apetytem wzbudzając tylko lekkie zdziwienie towarzyszki wyprawy. Przy ewentualnej konwersacji na temat sopli warto jeszcze pamiętać, że po rosyjsku to 'sosulka', bo 'sopli' to... smarki, więc może dojść do drobnego nieporozumienia:)

      Usuń